piątek, 27 grudnia 2013

~Niall

*Oczami Nialla*


Odkąd pamiętam ubóstwiałem psy. Towarzyszyły mi one od dzieciństwa. W domu miałem nadpobudliwego labradora. Kiedy przyszedłem na świat on miał dziesięć lat. Niedługo potem zdechł. Było mi dość ciężko, choć miałem jakieś cztery lata. Potem wzięliśmy ze schroniska młodego Golden Retrievera. Kochałem także tego psa. Niestety zdechł miesiąc temu. I tak żył bardzo długo, jak na psa. Całe 15 lat. Teraz mam kolejnego. Wabi się Marley. Jest to rasa Labrador. Kocham Labradory, a imię mu dałem po tym, jak obejrzałem film "Marley i ja". Tak mi się spodobało, że postanowiłem też go tak nazwać. Może i nie psoci aż tak, jak filmowy Marley, ale swoje ma za uszami.

*Oczami Lisy*

Praca w schronisku dla psów nie jest taka łatwa, ale za to bardzo przyjemna. Kocham to wesołe stworzenia. Wstaję rano z uśmiechem na twarzy, wiedząc, że idę do pracy. Każda spędzona w niej chwila daje mi tyle radości! Niestety nie mam żadnego psa w domu, ponieważ mój brat – Andy ma uczulenie na sierść psów. Nie tylko psów. Nie możemy mieć żadnego zwierzaka domowego. Szkoda. Za to mam swoją ulubienicę w schronisku – April. Jest to Labrador i ma około pół roku. Obiecałam sobie, że jak zamieszkam na swoim to ją zaadoptuję. Nastąpi to niedługo, bo za tydzień kończę osiemnaście lat, a za dwa tygodnie się wyprowadzam. Pensja z pracy w schronisku zdecydowanie wystarczy mi na życie, ponieważ moi jakże nadopiekuńczy rodzice uparli się, że będą opłacać mi mieszkanie i wszelkie rachunki, więc pensję mam tylko dla siebie. Kocham ich, ale oni chyba nie zdają sobie z tego sprawy, że jestem dużą dziewczynką i staram się usamodzielnić, ale oni mi w tym ani trochę nie pomagają. Ale i tak ich kocham nad życie.
Jest piękna pogoda. Trzeba to wykorzystać, zwłaszcza, że nie zawsze jest tak pięknie w Londynie. Czas zabrać April na spacer.
Siedziałam na ławeczce w cieniu. April bawiła się piszczącą zabawką, którą wzięła ze sobą. Nagle podniosła głowę, rozejrzała się dookoła i ruszyła w stronę lasku. I co ona odwala. Rzuciłam się w pogoń za nią. Przestraszona szukałam jej, ale nie mogłam jej znaleźć. Po piętnastu minutach poszukiwań znalazłam ją. Siedziała przy stawku z jakimś innym Labradorem. Okazywały sobie sporo czułości. Uśmiechnęłam się na sam widok dwóch zakochanych psów. W tym samym momencie z drugiej ścieżki prowadzącej do tego stawku wybiegł przystojny blondyn. Z dali widziałam, że ma niebieskie oczy. Ale co to była za dal. To było ledwo kilkanaście metrów. Przypatrywał mi się chwilę i słodko uśmiechnął w moim kierunku. Odwzajemniłam uśmiech. Ruszył w moim kierunku.

*Oczami Nialla* (ten sam czas)

Dzisiaj miałem wolne. Z jednej strony cieszyłem się, a z drugiej byłe smutny. No urlop. Niby fajnie, bo mogę pospać, a ja bardzo lubię spać. Spędzę cały dzień z moim kochanym pieskiem. Smutno, bo nie zobaczę dziś reszty psów. W sumie, kilka plusów, jeden minus. Nie było tematu.
Trzeba skorzystać z dzisiejszego pięknego dnia. Uwielbiam takie dni, jak ten. Zazwyczaj spędzam je całe dnie w parku z Marleyem, albo jeszcze z innymi psami ze schroniska, które również uwielbiam wyprowadzać. Dzisiaj nie było inaczej.
Bawiłem się z Marleyem w środku parku. Jako, że miał dopiero pół uczyłem go aportować. Całkiem nieźle mu szło. W pewnej chwili coś go ugryzło. Zaczął biec w stronę niedaleko rosnącego lasku. Spanikowany pobiegłem za nim. Po chwili poszukiwań znalazłem swoją zgubę. Siedział przy stawku i miział się z jakąś dotąd nieznana mi suczką. Uśmiechnąłem się. Nagle spojrzałem w swoją prawą stronę. Na końcu drugiej dróżki stała śliczna brunetka z brązowymi oczami. Uśmiechnąłem się do niej. Odwzajemniła śmiech. Chyba się zakochałem. Ona była cudowna. Postanowiłem do niej podejść i zagadać.
T: Hej, jestem Niall.
D: Lisa.
T: To twój pies? - spojrzeliśmy w stronę tulących się do siebie psów.
L: Tak, widać bardzo się polubiły – zaśmiała się dziewczyna. - Jak się wabi twój pies?
T: Marley. A twój?
L: Bardzo ciekawe imię. Moja suczka wabi się April.
T: Co byś powiedziała na to, żebym cię zabrał na lody?
L: Bardzo chętnie – oboje uśmiechnęliśmy się do siebie i poszliśmy na lody. W drodze dożo ze sobą rozmawialiśmy. Lisa to na prawdę cudowna dziewczyna. Zauroczyła mnie. Mam nadzieję, że ta znajomość nie zakończy się szybko.

*Oczami Lisy*

Niall bardzo mnie zauroczył. Czuję, że nie lubię go tylko jak przyjaciela. Bardzo mi się podoba jego charakter, pomijając już to, że mam słabość do blondynów i bardzo podobają mi się niebieskie oczy. On dla mnie jest ideałem. Myślę, że ja też nie jestem mu obojętna, bynajmniej mam taką nadzieję. Nasze psy też się bardzo polubiły.
Wyjście na lody bardzo nas do siebie zbliżyło, niestety wszystko, co dobre kiedyś się kończy. Musieliśmy się rozstać.

*Oczami Nialla*

Przyszedł czas rozstania. Tak bardzo nie chciałem się z nią rozstawać. Zakochałem się w niej.
T: Słuchaj, Lisa, nie chcę się z tobą rozstawać.
L: Ja z tobą też.
T: Dasz mi swój numer?
L: Jasne.
Wymieniliśmy się numerami. Przytuliliśmy się na pożegnanie. Odsunęliśmy się od siebie kawałek, a nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać. Oparliśmy o siebie swoje czoła i przymknęliśmy oczy. Nasze wargi złączyły się w słodkim pocałunku, który stawał się coraz bardziej namiętny. Gdy już się od siebie oderwaliśmy mocno się w siebie wtuliliśmy.
L: Niall, wiesz, przecież my nie żegnamy się na zawsze.
T: Wiem, ale każda minuta bez ciebie dla mnie to wieczność.
L: O jejku, to strasznie miłe. Wiesz, muszę już iść, bo mnie wyrzucą z pracy.
T: A gdzie pracujesz?
L: W schronisku dla psów, niedaleko centrum, a ty?
T: Ja też pracuję w schronisku, jest niedaleko stąd. Dzisiaj mam wolne.
L: Rany, jak dużo nas łączy – zaśmiała się.
T: Tak, masz rację. To leć, nie chcę, żebyś przeze mnie wyleciała.
L: No to pa – musnąłem ostatni raz jej wargi i patrzyłem jak się oddala.
Czy to jest realne? Znam ją jakieś cztery godziny i zdążyłem się w niej zakochać. Całowaliśmy się. To musi coś znaczyć. Niewiarygodne, że los postawił na mojej drodze tak cudowną i piękną dziewczynę.
Wróciliśmy ze spaceru. Dałem Marleyowi karmę, nalałem wodę, a sam położyłem się na kanapie w salonie i rozmyślałem o Lisie.

Rano obudziło mnie coś mokrego, co było na mojej twarzy. Zaśmiałem się.
T: Haha, Lisa, przestań.
Ocknąłem się i zorientowałem, że to nie Lisa, a Marley liże mnie po twarzy.
T: O fuuu. Marley, proszę cię, dość tych czułości – usiadłem na łóżku i zacząłem głaskać mojego psiaka.
T: Co Marley, tęsknisz za April, co nie?
Zapiszczał. To było oczywiste, że za nią tęskni.
T: Tak, wiem, ja też już tęsknię za Lisą. Może uda nam się z nimi spotkać jutro, bo znów mam wolne – pies zaczął wyć z radości, tak jakby doskonale wiedział, co powiedziałem. - Niestety dzisiaj muszę iść do pracy, więc się z nimi nie zobaczymy.
Skoro nie mogę się z nią spotkać, to może przynajmniej do niej napiszę.
"Dzień dobry księżniczko, wstałaś już? Xoxo N"

"Właśnie wstałam :)"

"Obudziłem cię??? x"

"Nie, nie obudziłeś mnie, ale miałeś wyczucie czasu :D "

"Tęsknię <3"

"Ja też i to strasznie :( <3"

"Co robisz jutro?"

"Właściwie to nic, jutro mam wolne, po jutrze też, więc nic nie robię :)"

"Mógłbym cię porwać na plażę? :)"

" Pewnie :P. O której mam być gotowa???"

"O 10 będę pod twoim domem. Wolisz się przejść, czy mam podjechać
po ciebie samochodem?"

"Wolę się przejść :)"

"Ok, już nie mogę się doczekać xoxo "

"Ja też <3. No i Marley tak samo. To do jutra :)"

"Do jutra <3"

Dzisiejszy dzień minął w miarę szybko. Chodziłem jak we śnie. Cały czas myślałem o Lisie. No tak, czemu ja się dziwie, tak to już jest z zakochanymi. Położyłem się wieczorem myśląc o niej. Jak ja bym chciał zasypiać obok NIEJ, budzić się przy JEJ boku. Zasnąłem. Śniłem o NIEJ.

Obudziłem się o ósmej godzinie. Byłem już pod jarany tym, że cały dzień spędzę z Lisą. Ten dzień będzie wyjątkowy.
Ogarnąłem się szybko, wziąłem wszystkie potrzebne rzeczy i poszedłem pod dom Lisy. Niemal od razu otworzyła.
T: Hej piękna.
L: Cześć – podeszła do mnie i pocałowała mnie prosto w usta. Uśmiechnąłem się. Nie spodziewałem się tak miłego powitania.
T: Cóż za miłe powitanie – uśmiechnąłem się, a ona się zarumieniła. Jest taka urocza. - Może powtórzymy? - zapytałem się z nadzieją i nadstawiłem usta do pocałunku. Ona zaśmiała się i przyłożyła mi palec wskazujący do ust.
L: Może później – udawałem, że posmutniałem. - Oj, no nie smuć się. Co mam zrobić, żebyś się uśmiechnął i był zadowolony? - trafiła z pytaniem.
T: Chcę buziaka – zaśmiała się i cmoknęła mnie w usta, a ja nie jestem głupi. Chciałem więcej. Pogłębiłem pocałunek, który ona także oddała. Ona też tego chciała. Odłożyłem torby przed domem i mocno ją do siebie przyciągnąłem. Ona zarzuciła mi ręce na szyję. Oderwaliśmy się od siebie.
L: Już nie będę miała spokoju – zaśmiała się.
T: Dlaczego?
L: Moi rodzice na stówę nas widzieli. Jak przyjdziemy z plaży, przedstawię cię im. Inaczej spokojnie nie zasnę.
T: Tak się zastanawiam, przedstawisz mnie jako kogo?
L: No nie wiem, może jako jakiegoś znajomego, z którym całowałam się pod samym domem, a może jako zwykłego przyjaciela, z którym całowałam się pod samym domem, a może... - pocałowałem ja namiętnie.
T: A może jako chłopaka?
L: Tak też może być – uśmiechnęła się do mnie słodko.
T: Czyli zgodzisz się być moją dziewczyną?
L: Jasne, że tak – znów mnie pocałowała.
T: Dobra, bierzemy manatki, zawołaj psy i idziemy.
L: A gdzie ona są? - spytała się zdziwiona.
T: Jak to gdzie? Zostawiłaś otwarte drzwi i Marley pobiegł do April.
L: O nie. Tylko nie to, ona ma cieczkę.
Z twarzy zszedł mi uśmiech.
T: Ale ja jestem za młody, żeby zostać dziadkiem. Nie mam nawet dzieci, a już mam być dziadkiem? Lecimy po nie.
Wpadliśmy do domu jak torpedy. Od razu pobiegliśmy do salonu. Odetchnęliśmy z ulgą. W pokoju siedzieli rodzice Lisy. Bawili się z Marleyem.
T: Czyli jednak nie będę dziadkiem.
Mama: No upiekło wam się. Lisa, może przedstawisz nam swojego chłopaka.
L: A, tak. Mamo, tato, to jest Niall. Niall, poznaj moich rodziców.
T: Bardzo miło mi państwa poznać – podszedł do mojej mamy i pocałował ją w zewnętrzną część ręki. Następnie podszedł do taty i podali sobie męski uścisk.
Tata: Dbaj o nią.
T: Oczywiście, będę – Lisa uśmiechnęła się, podeszła do mnie i wtuliła się w mój bok, a ja ją objąłem. Pocałowałem ją w skroń.
L: Dobra, czas to pieniądz, a i tak za dużo czasu już straciliśmy. Bierzemy psy i idziemy.
M: Daj sobie spokój, my zajmiemy się psami, a wy idźcie na plażę.
L: No ok, ale April najpóźniej za pół godziny musi być doprowadzona do schroniska. Jeszcze nie jest moja i nie mogę jej przetrzymywać.
M: Spokojnie, my z tatą ją odprowadzimy, a wy idźcie i nacieszcie się sobą.
T: Na pewno? Są państwo pewni, że Marley nie sprawi państwu kłopotów? Może ja go jednak wezmę.
M: Weź Lisę i idźcie już.
T: W porządku. To dziękuję i do zobaczenia.
M: Do zobaczenia.
Pod domem zabraliśmy manatki, chwyciliśmy się za ręce i poszliśmy nad jezioro. Droga zajęła nam jakieś piętnaście minut. Na miejscu rozłożyliśmy koc i zdjęliśmy zbędne ubrania. Kiedy zobaczyłem Lisę w stroju kąpielowym, to mnie po prostu zatkało. Miała idealną figurę. Miała co pokazać.
T: (zagwizdał), no, masz czym się pochwalić.
L: Głupek – odwróciła się tyłem do mnie i zaczęła balsamować ciało.
T: Posmarować ci plecki – spytałem się jej nad uchem, przygryzając jego płatek. Poczułem, jak przeszły ją dreszcze. Cieszyłem się, że działam na nią w taki sposób. O to mi właśnie chodziło.
L: Proszę cię, przestań – zaśmiała się słodko.
T: Dlaczego?
L Bo tak, a teraz możesz mi posmarować plecy – podała mi kerm z filtrem, który odebrałem od niej ze zrezygnowaniem. Nalałem na ręce trochę jasnej substancji i delikatnie z uczuciem zacząłem wcierać krem w jej plecy. Najpierw od środka, a potem coraz bardziej na boki. Zacząłem zbliżać dłonie do jej biustu. Zorientowała się.
L: Niall – krzyknęła. - Ty zdemoralizowany idioto! Co ty sobie wyobrażasz! - zaczęła krzyczeć. Zatkałem jej usta pocałunkiem, który odwzajemniła. Położyłem się na niej.
L: Niall – wyrwała przez pocałunki. - Przestań, nie jesteśmy tu sami. Jest cała plaża ludzi, a ty tu takie rzeczy odwalasz.
T: Mogłaś nie krzyczeć.
L: Ale to ty zacząłeś się do mnie dobierać na środku najbardziej zatłoczonej plaży.
T: Moja wina, że cię pragnę?
L: Pragniesz mnie na środku plaży? - zaśmiała się.
T: Mogę cię pragnąć u mnie w domu – posłałem jej uwodzicielski uśmiech.
L: A nie możesz wieczorem? - uśmiechnęła się chytrze.
T: Grr, nierzeczna Lisa – przygryzła dolną wargę, a ja już nie mogłem wytrzymać i rzuciłem się na nią. - Proszę cię, chodźmy do mnie.
L: Dobra, chodź.
Strasznie się ucieszyłem. Już byłem na nią tak napalony, że myślałem, że jak się nie zgodzi, to będę skazany na cierpienie.
Spakowaliśmy wszystkie rzeczy, objąłem Lisę w pasie i poszliśmy do mojego domu.
L: Mieszkasz sam?
T: Tak, od jakieś pół roku.
L: Fajnie masz, ja za dwa dni będę pełnoletnia i będę mogła zamieszkać sama i wreszcie zaadoptować April. Kocham ją jakby była moja, ale w świetle prawa jeszcze nie jest.
T: Wiem, że to może głupie, ale jak chcesz, to możesz zamieszkać ze mną.
L: Mówisz serio?
T: Tak, miałbym cię cały czas dla siebie i nie musielibyśmy kombinować, jak się spotkać. Zobacz, było by to nam na rękę. To jak, zgadzasz się? - zapytałem z nadzieją.
L: Ok, zgadzam się – uśmiechnęła się do mnie, a ja to odwzajemniłem i mocno pocałowałem w usta.
T: Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy.
L: Ja też.
T: Kocham cię.
L: Ooo, ja też cię kocham Niall – mocniej się we mnie wtuliła.
Doszliśmy do domu. Odłożyliśmy torby w przed pokoju. Zdjęliśmy buty i od razu rzuciłem się na Lisę. Oddała każdy pocałunek. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Położyłem ją na łóżko i stopniowo zaczęliśmy pozbywać się swoich ubrań. Dalej wiadomo, co się działo...

*Pięć miesięcy później*

Dziś wigilia. Nasze pierwsze święta, które spędzamy razem z naszymi rodzicami. Rodzice Lisy od razu zgodzili się, aby zamieszkała u mnie. Teraz zasiadamy przy do stołu. Razem Lisą przygotowaliśmy wszystkie potrawy. Były na prawdę pyszne.
T: No, teraz czas na prezenty! - wykrzyknąłem uradowany. Wszyscy się tylko zaśmiali.
L: Dobra, chodźmy.
Poszliśmy pod choinkę. Jako pierwszy prezenty do rąk wziąłem ja. Dałem je swoim i Lisy rodzicom. Lisa również przekazała prezenty moim i swoim rodzicom. Przyszedł czas na nas. Podszedłem pierwszy. Przekazałem mojej wybrance małe pudełeczko, w którym był diamentowy naszyjnik z wygrawerowanymi naszymi inicjałami.
L: O jejku, kochanie, dziękuję – mocno mnie przytuliła. Założyłem jej łańcuszek.
Podeszła do stolika obok i zabrała z niego małe, czerwone pudełeczko, przepasane złotą wstążką. Podała mi je. Była lekko zdenerwowana. Nie miałem pojęcia, co może się w nim znajdować. Otworzyłem je. Byłem w szoku. W środku znajdował się mały, biały przedmiot. Spojrzałem na Lisę, a ta się do mnie nieśmiało uśmiechnęła. Lisa jest w ciąży! Od razu podszedłem do niej i mocno ją przytuliłem. Nie mogłem w to uwierzyć, będę ojcem.
MM: I co, co dostałeś? - pytała się moja mama.
T: Najpiękniejszy prezent na świecie.
MT: Czyli?
T: Lisa jest w ciąży.
MM: Na prawdę?! O matko boska, chodźcie tu dzieciaczki! Nie mogę uwierzyć, będę babcią! - moja mama aż się wzruszyła. W sumie mama Lisy też. Jetem najszczęśliwszym facetem na świecie. Mój pies również znalazł szczęście u boku April. I jednak chyba będę dziadkiem, bo April jest coraz większa.  
********************************************************************************
Nareszcie dodaję imagina o Niallu. Wiem, miałam go dodać przedwczoraj, ale byłam u cioci do godziny 23, a wczoraj po prostu nie zdążyłam go napisać i trochę nie miałam weny. Ale dodaję go dzisiaj. Trochę długi i trochę nieogarnięty. Mi się osobiście nie zbyt podoba... Miałam go podzielić na dwie lub nawet trzy części, ale zostawiłam w jednej. Mam nadzieję, że się podobał i was nie zawiodłam. Ten pomysł również podsunęła mi Julia, dziewczyna, której pomysłem również był imagin o Lou. Stworzyłyśmy taki "duet". Wpadła na pomysł, że ona będzie rzucała pomysłami, a ja będę pisała. Na razie się sprawdza :). Mam od niej jeszcze dwa pomysły, które w najbliższym czasie zamierzam zrealizować.

Proszę o komentarze!!! :) 

Dziękuję za przeszło 1300 wejść!!!! KOCHAM WAS!!!!! DZIĘKUJĘ!!!! <3

~Klaudia 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz