*Oczami
Nialla*
Odkąd
pamiętam ubóstwiałem psy. Towarzyszyły mi one od dzieciństwa. W
domu miałem nadpobudliwego labradora. Kiedy przyszedłem na świat
on miał dziesięć lat. Niedługo potem zdechł. Było mi dość
ciężko, choć miałem jakieś cztery lata. Potem wzięliśmy ze
schroniska młodego Golden Retrievera. Kochałem także tego psa.
Niestety zdechł miesiąc temu. I tak żył bardzo długo, jak na
psa. Całe 15 lat. Teraz mam kolejnego. Wabi się Marley. Jest to rasa
Labrador. Kocham Labradory, a imię mu dałem po tym, jak obejrzałem
film "Marley i ja". Tak mi się spodobało, że postanowiłem
też go tak nazwać. Może i nie psoci aż tak, jak filmowy Marley,
ale swoje ma za uszami.
*Oczami
Lisy*
Praca
w schronisku dla psów nie jest taka łatwa, ale za to bardzo
przyjemna. Kocham to wesołe stworzenia. Wstaję rano z uśmiechem na
twarzy, wiedząc, że idę do pracy. Każda spędzona w niej chwila
daje mi tyle radości! Niestety nie mam żadnego psa w domu, ponieważ
mój brat – Andy ma uczulenie na sierść psów. Nie tylko psów.
Nie możemy mieć żadnego zwierzaka domowego. Szkoda. Za to mam
swoją ulubienicę w schronisku – April. Jest to Labrador i ma
około pół roku. Obiecałam sobie, że jak zamieszkam na swoim to
ją zaadoptuję. Nastąpi to niedługo, bo za tydzień kończę
osiemnaście lat, a za dwa tygodnie się wyprowadzam. Pensja z pracy
w schronisku zdecydowanie wystarczy mi na życie, ponieważ moi jakże
nadopiekuńczy rodzice uparli się, że będą opłacać mi
mieszkanie i wszelkie rachunki, więc pensję mam tylko dla siebie.
Kocham ich, ale oni chyba nie zdają sobie z tego sprawy, że jestem
dużą dziewczynką i staram się usamodzielnić, ale oni mi w tym
ani trochę nie pomagają. Ale i tak ich kocham nad życie.
Jest
piękna pogoda. Trzeba to wykorzystać, zwłaszcza, że nie zawsze
jest tak pięknie w Londynie. Czas zabrać April na spacer.
Siedziałam
na ławeczce w cieniu. April bawiła się piszczącą zabawką, którą
wzięła ze sobą. Nagle podniosła głowę, rozejrzała się dookoła
i ruszyła w stronę lasku. I co ona odwala. Rzuciłam się w pogoń
za nią. Przestraszona szukałam jej, ale nie mogłam jej znaleźć.
Po piętnastu minutach poszukiwań znalazłam ją. Siedziała przy
stawku z jakimś innym Labradorem. Okazywały sobie sporo czułości.
Uśmiechnęłam się na sam widok dwóch zakochanych psów. W tym
samym momencie z drugiej ścieżki prowadzącej do tego stawku
wybiegł przystojny blondyn. Z dali widziałam, że ma niebieskie
oczy. Ale co to była za dal. To było ledwo kilkanaście metrów.
Przypatrywał mi się chwilę i słodko uśmiechnął w moim
kierunku. Odwzajemniłam uśmiech. Ruszył w moim kierunku.
*Oczami
Nialla* (ten sam czas)
Dzisiaj
miałem wolne. Z jednej strony cieszyłem się, a z drugiej byłe
smutny. No urlop. Niby fajnie, bo mogę pospać, a ja bardzo lubię
spać. Spędzę cały dzień z moim kochanym pieskiem. Smutno, bo nie
zobaczę dziś reszty psów. W sumie, kilka plusów, jeden minus. Nie
było tematu.
Trzeba
skorzystać z dzisiejszego pięknego dnia. Uwielbiam takie dni, jak
ten. Zazwyczaj spędzam je całe dnie w parku z Marleyem, albo
jeszcze z innymi psami ze schroniska, które również uwielbiam
wyprowadzać. Dzisiaj nie było inaczej.
Bawiłem
się z Marleyem w środku parku. Jako, że miał dopiero pół
uczyłem go aportować. Całkiem nieźle mu szło. W pewnej chwili
coś go ugryzło. Zaczął biec w stronę niedaleko rosnącego lasku.
Spanikowany pobiegłem za nim. Po chwili poszukiwań znalazłem swoją
zgubę. Siedział przy stawku i miział się z jakąś dotąd
nieznana mi suczką. Uśmiechnąłem się. Nagle spojrzałem w swoją
prawą stronę. Na końcu drugiej dróżki stała śliczna brunetka z
brązowymi oczami. Uśmiechnąłem się do niej. Odwzajemniła
śmiech. Chyba się zakochałem. Ona była cudowna. Postanowiłem do
niej podejść i zagadać.
T:
Hej, jestem Niall.
D:
Lisa.
T:
To twój pies? - spojrzeliśmy w stronę tulących się do siebie
psów.
L:
Tak, widać bardzo się polubiły – zaśmiała się dziewczyna. -
Jak się wabi twój pies?
T:
Marley. A twój?
L:
Bardzo ciekawe imię. Moja suczka wabi się April.
T:
Co byś powiedziała na to, żebym cię zabrał na lody?
L:
Bardzo chętnie – oboje uśmiechnęliśmy się do siebie i
poszliśmy na lody. W drodze dożo ze sobą rozmawialiśmy. Lisa to na
prawdę cudowna dziewczyna. Zauroczyła mnie. Mam nadzieję, że ta
znajomość nie zakończy się szybko.
*Oczami
Lisy*
Niall
bardzo mnie zauroczył. Czuję, że nie lubię go tylko jak
przyjaciela. Bardzo mi się podoba jego charakter, pomijając już
to, że mam słabość do blondynów i bardzo podobają mi się
niebieskie oczy. On dla mnie jest ideałem. Myślę, że ja też nie
jestem mu obojętna, bynajmniej mam taką nadzieję. Nasze psy też
się bardzo polubiły.
Wyjście
na lody bardzo nas do siebie zbliżyło, niestety wszystko, co dobre
kiedyś się kończy. Musieliśmy się rozstać.
*Oczami
Nialla*
Przyszedł
czas rozstania. Tak bardzo nie chciałem się z nią rozstawać.
Zakochałem się w niej.
T:
Słuchaj, Lisa, nie chcę się z tobą rozstawać.
L:
Ja z tobą też.
T:
Dasz mi swój numer?
L:
Jasne.
Wymieniliśmy
się numerami. Przytuliliśmy się na pożegnanie. Odsunęliśmy się
od siebie kawałek, a nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać.
Oparliśmy o siebie swoje czoła i przymknęliśmy oczy. Nasze wargi
złączyły się w słodkim pocałunku, który stawał się coraz
bardziej namiętny. Gdy już się od siebie oderwaliśmy mocno się w
siebie wtuliliśmy.
L:
Niall, wiesz, przecież my nie żegnamy się na zawsze.
T:
Wiem, ale każda minuta bez ciebie dla mnie to wieczność.
L:
O jejku, to strasznie miłe. Wiesz, muszę już iść, bo mnie
wyrzucą z pracy.
T:
A gdzie pracujesz?
L:
W schronisku dla psów, niedaleko centrum, a ty?
T:
Ja też pracuję w schronisku, jest niedaleko stąd. Dzisiaj mam
wolne.
L:
Rany, jak dużo nas łączy – zaśmiała się.
T:
Tak, masz rację. To leć, nie chcę, żebyś przeze mnie wyleciała.
L:
No to pa – musnąłem ostatni raz jej wargi i patrzyłem jak się
oddala.
Czy
to jest realne? Znam ją jakieś cztery godziny i zdążyłem się w
niej zakochać. Całowaliśmy się. To musi coś znaczyć.
Niewiarygodne, że los postawił na mojej drodze tak cudowną i
piękną dziewczynę.
Wróciliśmy
ze spaceru. Dałem Marleyowi karmę, nalałem wodę, a sam położyłem
się na kanapie w salonie i rozmyślałem o Lisie.
Rano
obudziło mnie coś mokrego, co było na mojej twarzy. Zaśmiałem
się.
T:
Haha, Lisa, przestań.
Ocknąłem
się i zorientowałem, że to nie Lisa, a Marley liże mnie po
twarzy.
T:
O fuuu. Marley, proszę cię, dość tych czułości – usiadłem na
łóżku i zacząłem głaskać mojego psiaka.
T:
Co Marley, tęsknisz za April, co nie?
Zapiszczał.
To było oczywiste, że za nią tęskni.
T:
Tak, wiem, ja też już tęsknię za Lisą. Może uda nam się z nimi
spotkać jutro, bo znów mam wolne – pies zaczął wyć z radości,
tak jakby doskonale wiedział, co powiedziałem. - Niestety dzisiaj
muszę iść do pracy, więc się z nimi nie zobaczymy.
Skoro
nie mogę się z nią spotkać, to może przynajmniej do niej napiszę.
"Dzień
dobry księżniczko, wstałaś już? Xoxo N"
"Właśnie
wstałam :)"
"Obudziłem
cię??? x"
"Nie,
nie obudziłeś mnie, ale miałeś wyczucie czasu :D "
"Tęsknię
<3"
"Ja
też i to strasznie :( <3"
"Co
robisz jutro?"
"Właściwie
to nic, jutro mam wolne, po jutrze też, więc nic nie robię :)"
"Mógłbym
cię porwać na plażę? :)"
"
Pewnie :P. O której mam być gotowa???"
"O
10 będę pod twoim domem. Wolisz się przejść, czy mam podjechać
po
ciebie samochodem?"
"Wolę
się przejść :)"
"Ok,
już nie mogę się doczekać xoxo "
"Ja
też <3. No i Marley tak samo. To do jutra :)"
"Do
jutra <3"
Dzisiejszy
dzień minął w miarę szybko. Chodziłem jak we śnie. Cały czas
myślałem o Lisie. No tak, czemu ja się dziwie, tak to już jest z
zakochanymi. Położyłem się wieczorem myśląc o niej. Jak ja bym
chciał zasypiać obok NIEJ, budzić się przy JEJ boku. Zasnąłem.
Śniłem o NIEJ.
Obudziłem
się o ósmej godzinie. Byłem już pod jarany tym, że cały dzień
spędzę z Lisą. Ten dzień będzie wyjątkowy.
Ogarnąłem
się szybko, wziąłem wszystkie potrzebne rzeczy i poszedłem pod
dom Lisy. Niemal od razu otworzyła.
T:
Hej piękna.
L:
Cześć – podeszła do mnie i pocałowała mnie prosto w usta.
Uśmiechnąłem się. Nie spodziewałem się tak miłego powitania.
T:
Cóż za miłe powitanie – uśmiechnąłem się, a ona się
zarumieniła. Jest taka urocza. - Może powtórzymy? - zapytałem się
z nadzieją i nadstawiłem usta do pocałunku. Ona zaśmiała się i
przyłożyła mi palec wskazujący do ust.
L:
Może później – udawałem, że posmutniałem. - Oj, no nie smuć
się. Co mam zrobić, żebyś się uśmiechnął i był zadowolony? -
trafiła z pytaniem.
T:
Chcę buziaka – zaśmiała się i cmoknęła mnie w usta, a ja nie
jestem głupi. Chciałem więcej. Pogłębiłem pocałunek, który
ona także oddała. Ona też tego chciała. Odłożyłem torby przed
domem i mocno ją do siebie przyciągnąłem. Ona zarzuciła mi ręce
na szyję. Oderwaliśmy się od siebie.
L:
Już nie będę miała spokoju – zaśmiała się.
T:
Dlaczego?
L:
Moi rodzice na stówę nas widzieli. Jak przyjdziemy z plaży,
przedstawię cię im. Inaczej spokojnie nie zasnę.
T:
Tak się zastanawiam, przedstawisz mnie jako kogo?
L:
No nie wiem, może jako jakiegoś znajomego, z którym całowałam
się pod samym domem, a może jako zwykłego przyjaciela, z którym
całowałam się pod samym domem, a może... - pocałowałem ja
namiętnie.
T:
A może jako chłopaka?
L:
Tak też może być – uśmiechnęła się do mnie słodko.
T:
Czyli zgodzisz się być moją dziewczyną?
L:
Jasne, że tak – znów mnie pocałowała.
T:
Dobra, bierzemy manatki, zawołaj psy i idziemy.
L:
A gdzie ona są? - spytała się zdziwiona.
T: Jak to gdzie? Zostawiłaś otwarte drzwi i Marley pobiegł do April.
L:
O nie. Tylko nie to, ona ma cieczkę.
Z
twarzy zszedł mi uśmiech.
T:
Ale ja jestem za młody, żeby zostać dziadkiem. Nie mam nawet
dzieci, a już mam być dziadkiem? Lecimy po nie.
Wpadliśmy
do domu jak torpedy. Od razu pobiegliśmy do salonu. Odetchnęliśmy
z ulgą. W pokoju siedzieli rodzice Lisy. Bawili się z Marleyem.
T:
Czyli jednak nie będę dziadkiem.
Mama:
No upiekło wam się. Lisa, może przedstawisz nam swojego chłopaka.
L:
A, tak. Mamo, tato, to jest Niall. Niall, poznaj moich rodziców.
T:
Bardzo miło mi państwa poznać – podszedł do mojej mamy i
pocałował ją w zewnętrzną część ręki. Następnie podszedł
do taty i podali sobie męski uścisk.
Tata:
Dbaj o nią.
T:
Oczywiście, będę – Lisa uśmiechnęła się, podeszła do mnie i
wtuliła się w mój bok, a ja ją objąłem. Pocałowałem ją w
skroń.
L:
Dobra, czas to pieniądz, a i tak za dużo czasu już straciliśmy.
Bierzemy psy i idziemy.
M:
Daj sobie spokój, my zajmiemy się psami, a wy idźcie na plażę.
L:
No ok, ale April najpóźniej za pół godziny musi być doprowadzona
do schroniska. Jeszcze nie jest moja i nie mogę jej przetrzymywać.
M:
Spokojnie, my z tatą ją odprowadzimy, a wy idźcie i nacieszcie się
sobą.
T:
Na pewno? Są państwo pewni, że Marley nie sprawi państwu
kłopotów? Może ja go jednak wezmę.
M:
Weź Lisę i idźcie już.
T:
W porządku. To dziękuję i do zobaczenia.
M:
Do zobaczenia.
Pod
domem zabraliśmy manatki, chwyciliśmy się za ręce i poszliśmy
nad jezioro. Droga zajęła nam jakieś piętnaście minut. Na
miejscu rozłożyliśmy koc i zdjęliśmy zbędne ubrania. Kiedy
zobaczyłem Lisę w stroju kąpielowym, to mnie po prostu zatkało.
Miała idealną figurę. Miała co pokazać.
T:
(zagwizdał), no, masz czym się pochwalić.
L:
Głupek – odwróciła się tyłem do mnie i zaczęła balsamować
ciało.
T:
Posmarować ci plecki – spytałem się jej nad uchem, przygryzając
jego płatek. Poczułem, jak przeszły ją dreszcze. Cieszyłem się,
że działam na nią w taki sposób. O to mi właśnie chodziło.
L:
Proszę cię, przestań – zaśmiała się słodko.
T:
Dlaczego?
L
Bo tak, a teraz możesz mi posmarować plecy – podała mi kerm z
filtrem, który odebrałem od niej ze zrezygnowaniem. Nalałem na
ręce trochę jasnej substancji i delikatnie z uczuciem zacząłem
wcierać krem w jej plecy. Najpierw od środka, a potem coraz
bardziej na boki. Zacząłem zbliżać dłonie do jej biustu.
Zorientowała się.
L:
Niall – krzyknęła. - Ty zdemoralizowany idioto! Co ty sobie
wyobrażasz! - zaczęła krzyczeć. Zatkałem jej usta pocałunkiem,
który odwzajemniła. Położyłem się na niej.
L:
Niall – wyrwała przez pocałunki. - Przestań, nie jesteśmy tu
sami. Jest cała plaża ludzi, a ty tu takie rzeczy odwalasz.
T:
Mogłaś nie krzyczeć.
L:
Ale to ty zacząłeś się do mnie dobierać na środku najbardziej
zatłoczonej plaży.
T:
Moja wina, że cię pragnę?
L:
Pragniesz mnie na środku plaży? - zaśmiała się.
T:
Mogę cię pragnąć u mnie w domu – posłałem jej uwodzicielski
uśmiech.
L:
A nie możesz wieczorem? - uśmiechnęła się chytrze.
T: Grr, nierzeczna Lisa – przygryzła dolną wargę, a ja już nie
mogłem wytrzymać i rzuciłem się na nią. - Proszę cię, chodźmy
do mnie.
L:
Dobra, chodź.
Strasznie
się ucieszyłem. Już byłem na nią tak napalony, że myślałem,
że jak się nie zgodzi, to będę skazany na cierpienie.
Spakowaliśmy
wszystkie rzeczy, objąłem Lisę w pasie i poszliśmy do mojego
domu.
L:
Mieszkasz sam?
T:
Tak, od jakieś pół roku.
L:
Fajnie masz, ja za dwa dni będę pełnoletnia i będę mogła
zamieszkać sama i wreszcie zaadoptować April. Kocham ją jakby była
moja, ale w świetle prawa jeszcze nie jest.
T:
Wiem, że to może głupie, ale jak chcesz, to możesz zamieszkać ze
mną.
L:
Mówisz serio?
T:
Tak, miałbym cię cały czas dla siebie i nie musielibyśmy
kombinować, jak się spotkać. Zobacz, było by to nam na rękę. To
jak, zgadzasz się? - zapytałem z nadzieją.
L:
Ok, zgadzam się – uśmiechnęła się do mnie, a ja to
odwzajemniłem i mocno pocałowałem w usta.
T:
Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy.
L:
Ja też.
T:
Kocham cię.
L:
Ooo, ja też cię kocham Niall – mocniej się we mnie wtuliła.
Doszliśmy
do domu. Odłożyliśmy torby w przed pokoju. Zdjęliśmy buty i od
razu rzuciłem się na Lisę. Oddała każdy pocałunek. Wziąłem ją
na ręce i zaniosłem do sypialni. Położyłem ją na łóżko i
stopniowo zaczęliśmy pozbywać się swoich ubrań. Dalej wiadomo,
co się działo...
*Pięć
miesięcy później*
Dziś
wigilia. Nasze pierwsze święta, które spędzamy razem z naszymi
rodzicami. Rodzice Lisy od razu zgodzili się, aby zamieszkała u
mnie. Teraz zasiadamy przy do stołu. Razem Lisą przygotowaliśmy
wszystkie potrawy. Były na prawdę pyszne.
T:
No, teraz czas na prezenty! - wykrzyknąłem uradowany. Wszyscy się
tylko zaśmiali.
L:
Dobra, chodźmy.
Poszliśmy
pod choinkę. Jako pierwszy prezenty do rąk wziąłem ja. Dałem je
swoim i Lisy rodzicom. Lisa również przekazała prezenty moim i
swoim rodzicom. Przyszedł czas na nas. Podszedłem pierwszy.
Przekazałem mojej wybrance małe pudełeczko, w którym był
diamentowy naszyjnik z wygrawerowanymi naszymi inicjałami.
L:
O jejku, kochanie, dziękuję – mocno mnie przytuliła. Założyłem
jej łańcuszek.
Podeszła
do stolika obok i zabrała z niego małe, czerwone pudełeczko,
przepasane złotą wstążką. Podała mi je. Była lekko
zdenerwowana. Nie miałem pojęcia, co może się w nim znajdować.
Otworzyłem je. Byłem w szoku. W środku znajdował się mały,
biały przedmiot. Spojrzałem na Lisę, a ta się do mnie nieśmiało
uśmiechnęła. Lisa jest w ciąży! Od razu podszedłem do niej i
mocno ją przytuliłem. Nie mogłem w to uwierzyć, będę ojcem.
MM:
I co, co dostałeś? - pytała się moja mama.
T:
Najpiękniejszy prezent na świecie.
MT:
Czyli?
T:
Lisa jest w ciąży.
MM:
Na prawdę?! O matko boska, chodźcie tu dzieciaczki! Nie mogę
uwierzyć, będę babcią! - moja mama aż się wzruszyła. W sumie
mama Lisy też. Jetem najszczęśliwszym facetem na świecie. Mój pies również znalazł szczęście u boku April. I jednak chyba będę dziadkiem, bo April jest coraz większa.
********************************************************************************
Nareszcie dodaję imagina o Niallu. Wiem, miałam go dodać przedwczoraj, ale byłam u cioci do godziny 23, a wczoraj po prostu nie zdążyłam go napisać i trochę nie miałam weny. Ale dodaję go dzisiaj. Trochę długi i trochę nieogarnięty. Mi się osobiście nie zbyt podoba... Miałam go podzielić na dwie lub nawet trzy części, ale zostawiłam w jednej. Mam nadzieję, że się podobał i was nie zawiodłam. Ten pomysł również podsunęła mi Julia, dziewczyna, której pomysłem również był imagin o Lou. Stworzyłyśmy taki "duet". Wpadła na pomysł, że ona będzie rzucała pomysłami, a ja będę pisała. Na razie się sprawdza :). Mam od niej jeszcze dwa pomysły, które w najbliższym czasie zamierzam zrealizować.
Proszę o komentarze!!! :)
Dziękuję za przeszło 1300 wejść!!!! KOCHAM WAS!!!!! DZIĘKUJĘ!!!! <3
~Klaudia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz