poniedziałek, 2 grudnia 2013

~Harry cz.1

W tej chwili nie zważałam na nic. Biegłam ulicami zalanego deszczem Londynu, popychałam i wpadałam na ludzi. Modliłam się, żeby wpaść pod jakiś rower lub samochód, a najlepiej rozpędzonego tira. Nienawidziłam swojego życia. Mój ojciec rok temu zginął w wypadku samochodowym. Zostałam tylko ja, mama i mój starszy brat Louis. Kochałam Loui'ego, ale on jest od pół roku w trasie koncertowej. Podobno dzisiaj mają wracać. Lou obiecał mi, że jak wróci to zabierze mnie do swojego i chłopaków domu. Nie mogłam wytrzymać. Mama od kilku miesięcy uchlewa się do nieprzytomności. Jakiś czas temu do naszego domu wprowadził się jej nowy facet Mark. Nie to, żeby się kochali, czy coś. Chodziło tylko o seks i picie. Matka zaczęła się nade mną znęcać. Ten idiota też mnie bije. Teraz to jest jakaś taka rutyna. Stara leży cały czas w salonie zalana, a wieczorem przychodzi Mark i dostaję wpierdol! Ja chcę do Louis'a! Proszę!

Właśnie teraz wpadłam na kogoś i upadliśmy razem na zabłoconą ziemię. Już przeprosiłam nie spoglądając na drugą osobę i miałam dalej uciekać przed tym piekłem, lecz coś mnie zatrzymało. Dokładnie uścisk na prawym nadgarstku. Poczułam szarpnięcie i przylgnęłam ciałem do tego drugiego. Głowę miałam spuszczoną i nie miałam siły się wyrywać.
L: To już własnego brata nie poznajesz? - zaśmiał się dobrze znany mi głos. Spojrzałam w górę i moim oczom ukazał się Lou! Od razu wtuliłam się w jego zimną i morką kurtę.
T: Lou! Wiesz jak tęskniłam?!
L: Tak, wiem. Właśnie szedłem po ciebie do domu. Co ty tu robisz w taką pogodę? Płakałaś?
T: A ty na moim miejscu co byś zrobił?! Zostawiłeś mnie na pół roku! Zdajesz sobie sprawę jakie ja piekło w tym domu przeszłam?! Oczywiście, że nie wiesz! - zaczęłam bić pięściami w jego tors i szlochać.
L: Mała, już dobrze. Wiem, że cię zostawiłem. Powinienem był wziąć cię ze sobą. Najważniejsze jest to, że teraz jestem i już zawsze będę. A teraz chodź, pójdziemy po twoje rzeczy i wrócimy do mnie. Wreszcie poznasz chłopaków.
T: Dobrze.

Udaliśmy się do tej nory, w której cierpiałam przez ostatnie pół roku. Przed wejściem do mieszkania stresowałam się i to bardzo. Mieszkałam w bloku. Już na klatce schodowej słychać było przeraźliwe wrzaski i krzyki. Łzy zaczęły mi mocniej lecieć z oczu. Louis zauważył to i przytulił mnie jednym ramieniem. Wtuliłam się w niego. Przed wejściem do tego burdelu otarłam mokre policzki rękawem od swojej bluzy i weszłam jako pierwsza. To co zobaczyłam po prostu mnie przeraziło. W holu były porozwalane i potłuczone butelki po alkoholu. Żeby ich było kilkanaście, ale ich było z kilkadziesiąt! W kącie któreś puściło pawia. Ściany były brudne, poobdrapywane. W kuchni moja matka kłóciła się z tym kretynem. Niezauważeni pobiegliśmy do mojego pokoju. Tak nam się wydawało, że nikt nas nie widział. Gdy w połowie spakowaliśmy moją walizkę do pokoju wpadła moja zalana matka. Wyglądała jakby z dziczy ją ktoś wypuścił, albo gorzej.
M: A ty gdzie się mała szmato wybierasz? - krzyknęła do mnie. Tym razem skierowała słowa do Louis'a. - A ty? Co tu robisz pieprzony gówniarzu? Przypomniałeś sobie o rodzince?
L: Nie, nie zapomniałem. Rodziny się nie zostawia. A właściwie tego, co z niej pozostało. Ty śmiesz się nazywać matką?
M: Ja nie mam już dzieci! Tamte kurwy już nie są moimi dziećmi!
L: Coś ty powiedziała?
M: To, co słyszałeś!
L: (t.i) pakuj się, wynosimy się stąd!
M: Ty stąd wypierdalaj, a ona tu zostaje!
L: Nie będziesz mi mówić, co mam robić! Sama powiedziałaś, że już nie jesteśmy twoimi dziećmi!
M: W takim razie spierdalajcie obydwoje!
L: I tak zrobimy!
Spakowaliśmy się do końca i wybiegliśmy z domu udając się tym samym do domu chłopaków, których miałam dziś poznać. Nie chcę robić tego w takich okolicznościach i w takim stanie, ale rodziny się nie wybiera. Życia też. Weszliśmy do naprawdę dużego i pięknego domu. W salonie słychać było krzyki i śmiechy. To pewnie chłopcy.
T: To może zanim się pokarzę, pójdę się ogarnąć. Zaprowadzisz mnie do łazienki?
L: Jasne. Chodź za mną.
Weszliśmy po schodach. Lou zaprowadził mnie do pokoju, który znajdował się na końcu korytarza.
L: Proszę, to będzie twój pokój. Za tymi drzwiami – pokazał na piękne, bukowe drzwi. - Jest twoja własna łazienka.
Wtuliłam się w Louis'a na prawdę mocno.
T: Dziękuję.
L: Ależ mała, nie ma za co. Moim obowiązkiem jest sprawianie, żebyś była szczęśliwa.
Zanim wyszedł uśmiechnął się do mnie ciepło. Wyciągnęłam z walizki ubranie, kosmetyki i poszłam się umyć. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Po jakieś godzince się wyrobiłam i postanowiłam zejść na dół. Przejrzałam się w lustrze i zeszłam do chłopaków. Oparłam się o ramę wejściową salonu i z uśmiechem patrzyłam na chłopaków, którzy się śmiali i wygłupiali. Muszę przyznać, że byli o wiele przystojniejsi na żywo, niż na plakatach. Najbardziej w oko wpadł mi Harry. Już nie to, że mi się spodobał, ale normalnie gdy obrócił się w moją stronę, a nasze spojrzenia się spotkały, przeżyłam zauroczenie od pierwszego wejrzenia.

Ciąg dalszy nastąpi...

******************************************************************
 Jak wyszedł? Ujdzie, czy beznadziejny?

~Klaudia

1 komentarz:

  1. wow to jest super a ty się pytasz czy ujdzie <3 jesteś super

    OdpowiedzUsuń