W
tej chwili nie zważałam na nic. Biegłam ulicami zalanego deszczem
Londynu, popychałam i wpadałam na ludzi. Modliłam się, żeby
wpaść pod jakiś rower lub samochód, a najlepiej rozpędzonego
tira. Nienawidziłam swojego życia. Mój ojciec rok temu zginął w
wypadku samochodowym. Zostałam tylko ja, mama i mój starszy brat
Louis. Kochałam Loui'ego, ale on jest od pół roku w trasie
koncertowej. Podobno dzisiaj mają wracać. Lou obiecał mi, że jak
wróci to zabierze mnie do swojego i chłopaków domu. Nie mogłam
wytrzymać. Mama od kilku miesięcy uchlewa się do nieprzytomności.
Jakiś czas temu do naszego domu wprowadził się jej nowy facet
Mark. Nie to, żeby się kochali, czy coś. Chodziło tylko o seks i
picie. Matka zaczęła się nade mną znęcać. Ten idiota też mnie
bije. Teraz to jest jakaś taka rutyna. Stara leży cały czas w
salonie zalana, a wieczorem przychodzi Mark i dostaję wpierdol! Ja
chcę do Louis'a! Proszę!
Właśnie
teraz wpadłam na kogoś i upadliśmy razem na zabłoconą ziemię.
Już przeprosiłam nie spoglądając na drugą osobę i miałam dalej
uciekać przed tym piekłem, lecz coś mnie zatrzymało. Dokładnie
uścisk na prawym nadgarstku. Poczułam szarpnięcie i przylgnęłam
ciałem do tego drugiego. Głowę miałam spuszczoną i nie miałam
siły się wyrywać.
L:
To już własnego brata nie poznajesz? - zaśmiał się dobrze znany
mi głos. Spojrzałam w górę i moim oczom ukazał się Lou! Od razu
wtuliłam się w jego zimną i morką kurtę.
T:
Lou! Wiesz jak tęskniłam?!
L:
Tak, wiem. Właśnie szedłem po ciebie do domu. Co ty tu robisz w
taką pogodę? Płakałaś?
T:
A ty na moim miejscu co byś zrobił?! Zostawiłeś mnie na pół
roku! Zdajesz sobie sprawę jakie ja piekło w tym domu przeszłam?!
Oczywiście, że nie wiesz! - zaczęłam bić pięściami w jego tors
i szlochać.
L:
Mała, już dobrze. Wiem, że cię zostawiłem. Powinienem był wziąć
cię ze sobą. Najważniejsze jest to, że teraz jestem i już zawsze
będę. A teraz chodź, pójdziemy po twoje rzeczy i wrócimy do
mnie. Wreszcie poznasz chłopaków.
T:
Dobrze.
Udaliśmy
się do tej nory, w której cierpiałam przez ostatnie pół roku.
Przed wejściem do mieszkania stresowałam się i to bardzo.
Mieszkałam w bloku. Już na klatce schodowej słychać było
przeraźliwe wrzaski i krzyki. Łzy zaczęły mi mocniej lecieć z
oczu. Louis zauważył to i przytulił mnie jednym ramieniem.
Wtuliłam się w niego. Przed wejściem do tego burdelu otarłam
mokre policzki rękawem od swojej bluzy i weszłam jako pierwsza. To
co zobaczyłam po prostu mnie przeraziło. W holu były porozwalane i
potłuczone butelki po alkoholu. Żeby ich było kilkanaście, ale
ich było z kilkadziesiąt! W kącie któreś puściło pawia. Ściany
były brudne, poobdrapywane. W kuchni moja matka kłóciła się z
tym kretynem. Niezauważeni pobiegliśmy do mojego pokoju. Tak nam
się wydawało, że nikt nas nie widział. Gdy w połowie
spakowaliśmy moją walizkę do pokoju wpadła moja zalana matka.
Wyglądała jakby z dziczy ją ktoś wypuścił, albo gorzej.
M:
A ty gdzie się mała szmato wybierasz? - krzyknęła do mnie. Tym
razem skierowała słowa do Louis'a. - A ty? Co tu robisz pieprzony
gówniarzu? Przypomniałeś sobie o rodzince?
L:
Nie, nie zapomniałem. Rodziny się nie zostawia. A właściwie tego,
co z niej pozostało. Ty śmiesz się nazywać matką?
M:
Ja nie mam już dzieci! Tamte kurwy już nie są moimi dziećmi!
L:
Coś ty powiedziała?
M:
To, co słyszałeś!
L:
(t.i) pakuj się, wynosimy się stąd!
M:
Ty stąd wypierdalaj, a ona tu zostaje!
L:
Nie będziesz mi mówić, co mam robić! Sama powiedziałaś, że już
nie jesteśmy twoimi dziećmi!
M:
W takim razie spierdalajcie obydwoje!
L:
I tak zrobimy!
Spakowaliśmy
się do końca i wybiegliśmy z domu udając się tym samym do domu
chłopaków, których miałam dziś poznać. Nie chcę robić tego w
takich okolicznościach i w takim stanie, ale rodziny się nie
wybiera. Życia też. Weszliśmy do naprawdę dużego i pięknego
domu. W salonie słychać było krzyki i śmiechy. To pewnie chłopcy.
T:
To może zanim się pokarzę, pójdę się ogarnąć. Zaprowadzisz
mnie do łazienki?
L:
Jasne. Chodź za mną.
Weszliśmy
po schodach. Lou zaprowadził mnie do pokoju, który znajdował się
na końcu korytarza.
L:
Proszę, to będzie twój pokój. Za tymi drzwiami – pokazał na
piękne, bukowe drzwi. - Jest twoja własna łazienka.
Wtuliłam
się w Louis'a na prawdę mocno.
T:
Dziękuję.
L:
Ależ mała, nie ma za co. Moim obowiązkiem jest sprawianie, żebyś
była szczęśliwa.
Zanim
wyszedł uśmiechnął się do mnie ciepło. Wyciągnęłam z walizki ubranie, kosmetyki i poszłam się umyć. Włosy zostawiłam
rozpuszczone. Po jakieś godzince się wyrobiłam i postanowiłam
zejść na dół. Przejrzałam się w lustrze i zeszłam do
chłopaków. Oparłam się o ramę wejściową salonu i z uśmiechem
patrzyłam na chłopaków, którzy się śmiali i wygłupiali. Muszę
przyznać, że byli o wiele przystojniejsi na żywo, niż na
plakatach. Najbardziej w oko wpadł mi Harry. Już nie to, że mi się
spodobał, ale normalnie gdy obrócił się w moją stronę, a nasze
spojrzenia się spotkały, przeżyłam zauroczenie od pierwszego
wejrzenia.
Ciąg dalszy nastąpi...
******************************************************************
Jak wyszedł? Ujdzie, czy beznadziejny?
~Klaudia
wow to jest super a ty się pytasz czy ujdzie <3 jesteś super
OdpowiedzUsuń