wtorek, 24 grudnia 2013

~Louis

Święta dają mi bardzo dużo szczęścia. Na pewno nie tylko mi, ale bardzo je lubię. Jako mała dziewczynka bardzo lubiłam dostawać prezenty. Od pewnego czasu wolę je dawać komuś, niż dostawać. Oczywiście nie prezenty w święta liczą się najbardziej, ale ten szczególny czas spędzony w gronie najbliższych. W zeszłym roku święta spędziłam u rodziny. Tym razem ja i moi przyjaciele spotykamy się u mnie w domu. Będzie Meg i Trish – moje BFF, kilku innych znajomych i oczywiście jakby mogło zapomnieć naszego najlepszego przyjaciela – Louisa. On mi się tak strasznie podoba. Wiem, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale ja już nie potrafię patrzeć na niego, jak na zwykłego przyjaciela. Po prostu nie umiem. Jako, że jestem dość otwarta i śmiała nigdy nie mam problemu z dogadaniem się z każdym, ale przy nim czasem brakuje mi języka w gębie. O mojej sekretnej miłości do Louisa wiedzą tylko Trish i Meg. Kiedyś mi mówiły, że ja mu się też podobam. Co ja gadam, kiedyś? One trąbią o tym cały czas, choć ja nie zbyt im wierzę. Tak, czy tak, nie mogę doczekać się świąt.
Wigilia zbliża się nie ubłaganie szybko. 
- Za tydzień święta, a my nie mamy żadnych prezentów - powiedziała przejęta Trish.
- Och Patty, ty to zawsze wszystko na ostatnią chwilę. Tylko ty nie masz jeszcze żadnego prezentu. Ja właściwie mam już wszystkie. A ty Diana? - spytała mnie spokojna Meg.
- Ja tylko nie mam prezentu dla Louisa. Nie mam żadnego pomysłu. Nie dość, że to prezent pod choinkę, to jeszcze ma urodziny.
- Masz rację, też muszę mu coś fajnego kupić. Co wy na to, żeby skoczyć do centrum handlowego? Wiecie, dzisiaj piżama - party, a jutro koło dziesiątej lecimy na świąteczne zakupy. Centrum jest dwa kroki stąd, więc jak? - rzuciła Meg.
- Świetny pomysł, ja kupię wszystkim prezenty, bo nie mam dosłownie nic dla nikogo - powiedziała Trish.
- Patty, ty moja małpo, zacznij się streszczać - zaśmiałam się do mojej przyjaciółki. - Co wy na to, żeby wziąć Louisa?
- Pewnie, czemu nie?
- To weź do niego zadzwoń - powiedziała Peg. 
- No ok.
Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Lou. Po dwóch sygnałach odebrał.
~No co tam piękna?
~Dobrze wiesz, że u mnie zawsze jest wspaniale - zaśmialiśmy się oboje. - Idziemy jutro z Trish i Meg do centrum, nie chciałbyś iść z nami?
~Wiesz, chętnie bym zwami poszedł, ale jutro muszę iść do pracy.
~No to szkoda.
~No wielka, wolałbym z wami posiedzieć lub iść na zakupy, ale obowiązki wzywają .
~Nie no spoko, rozumiem, no to pa.
~Pa, piękna.
Zakończyliśmy rozmowę, a na moje usta mimowolnie wpłynął uśmiech. Dwa razy powiedział do mnie piękna. Ale mam podnietę, masakra!
- Ty, co się tak szczerzysz? - zapytała mnie Meg z podejrzliwym uśmieszkiem.
- Rozmawiałam z Lou, ale on musi iść jutro do pracy.
- A faktycznie, coś mi wczoraj wspominał - dodała Trish. Ona coś ukrywa. Ale nie wnikam.
- A cieszysz się ponieważ? - zapytała znów Meg.
- Powiedział do mnie piękna - uśmiechnęłam się do moich psiapsiółek.
- Serio??? - kiwnęłam twierdząco głową. - Aaaaaaaaaaaaaaa - zaczęły krzyczeć.
- Mówiłam ci, leci na ciebie - zaśmiała się do mnie i przytuliła mnie Megan.
- To będą wyjątkowe święta - podsumowała Trish.
- Zdecydowanie tak - powiedziałam.
Zrobiłyśmy sobie paznokcie, makijaż i takie typowe rzeczy związane z babskim piżama - party. Skończyło się na bitwie na poduszki. Będziemy miały co sprzątać rano. Po zabawach do pierwszej w nocy w końcu położyłyśmy się spać. 

Rano obudziły mnie moje wariatki. O ósmej już biegały po domu. Dzięki Bogu mieszkam na parterze. Najpierw wzięłyśmy się za posprzątanie tego burdelu. Później zjadłyśmy śniadanie i ubrałyśmy się. W końcu poszłyśmy na zakupy. Tylko problem wciąż tkwi w prezencie dla Lou. Co ja mam mu kupić? Może zegarek? Widziałam taki śliczny wysadzany kryształami. Cena była duuuża, ale Lou jest wart każdych moich pieniędzy. 

Pobiegałyśmy po centrum. Dziewczyny kupiły to, co miały kupić, a ja kupiłam zegarek Louisowi. Nie obeszło się bez kupienia kiecek na Wigilię. Na koniec kupiłyśmy sobie kawę na wynos i ruszyłyśmy powoli w stronę wyjścia. Na środku głównego placu w CH stała wielka, piękna choinka. Obok niej na platformie stało wielkie krzesło, a na nim siedział święty Mikołaj. Stanęłyśmy w oddali i przyglądałyśmy się Gwiazdorowi. W kolejce do niego stało może pięcioro dzieci. 
- No dalej, idź! - zachęcała mnie Meg.
- No właśnie, leć! - dodała Patty.
- Co? Powaliło was? Ila ja mam do choler lat?! Same idźcie.
- No dalej, idź i usiądź Mikołajowi na kolana. Zobacz jaki sexi jest - śmiały się ze mnie dziewczyny.
- Co? Nie!
Mikołaj chyba to zobaczył. Zaśmiał się. Miał czerwone, obcisłe rurki. Musiał być młody. Wyglądał dość znajomo, nawet z brodą.
- Chodź do Mikołaja - zwrócił się do mnie. - Usiądź dziecko na kolanka i powiedz, czego pragniesz.
- Ale, że ja? - spytałam wskazując palcem wskazującym na siebie.
- Tak, ty.
Dziewczyny zachichotały i popchnęły mnie w stronę brodatego. One coś kombinują, ale co? Niepewnie usiadłam na kolana Mikołajowi. Ten przycisnął mnie bliżej siebie. Nasze twarze dzieliły milimetry. Spojrzałam mu w oczy, Już wiedziałam, że to ON. Zsunęłam mu lekko brodę i delikatnie pocałowałam. On przycisnął mnie jeszcze bliżej siebie i pogłębił pocałunek. Całowaliśmy się bez opętania. Zapomnieliśmy o Bożym świecie. Nie liczyło się teraz to, że właśnie okazujemy sobie czułość w samym środku CH i gapi się na nas setka ludzi i jeszcze dzieci ustawione w kolejce do świętego. Liczyliśmy się tylko my. W końcu przerwaliśmy pocałunek i spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy.
- Nie chciałabyś zostać panią Mikołajową - uśmiechnął się do mnie Louis.
- Jasne, że tak - zaśmiałam się i jeszcze raz musnęłam jego usta. - Wiesz, ja już może sobie pójdę, bo ludzie i dzieci dziwnie się na nas gapią - szepnęłam mu na ucho.
- A czego się spodziewałaś, że święty Mikołaj całujący się z piękna dziewczyną to dla nich normalny widok. To wszystko przez ciebie. Właśnie ujawniłaś tożsamość świętego!
- Oj, przepraszam - pocałowałaś go ostatni raz. - Ja już idę.
- Pa kochanie - uśmiechnął się do mnie. Wstałam, a Lou klepną mnie w tyłek. Wystraszyłam się i podskoczyłam. Ten się tylko głupio zaśmiał.
Podeszłam do dzieci.
- Nie radzę wam iść do tego Mikołaja. On jest strasznie niegrzeczny. Weźcie te cukrowe laseczki i stłuczcie mu tyłek.
- Juhu, haha, na Mikołaja!!!! - zaczęły krzyczeć dzieciaki. Zgarnęły największe laski i rózgi. Zaczęły okładać mojego chłopaka. Matko, jak to pięknie brzmi "mój chłopak". Louis jest moim chłopakiem. Wydaje mi się, że dziewczyny maczały w tym palce. To jest więcej niż pewne! Podeszłam do nich, a one rzuciły mi się na szyję i zaczęły gratulować.
- To po części wasza sprawka, prawda? - spytałam z uśmieszkiem.
- Nie, skądże - zaczęły się jąkać i były z lekka zakłopotane. Ja tylko stałam i się z nich śmiałam.
- No dobra, trochę pomogłyśmy Louisowi. Wczoraj nas o to poprosił. Nie gniewasz się? - spytała niepewnie Trish.
- Pewnie, że nie, głupole moje - zaśmiałam się do nich.
- Czyli, że jesteście razem? - zapytała z nadzieją Peg.
- Tak.
- Aaaaa - zaczęły się cieszyć i krzyczeć. Wszyscy ludzie przechodzący obok nas głupio się na nas patrzyli.
- Hej, nie jesteśmy tu same, ludzie się patrzą - zaśmiałam się do moich wariatek. - Dobra, chodźmy do domu.
- A co z Louisem? - spytała Meg.
- No jest w końcu w pracy, co nie?
- No niby tak, ale Meg raczej chodziło o to, że tak jakby pozwoliłaś im okładać swojego faceta - dodała patrząc z rozbawieniem na tę szopkę.
- Jak sama powiedziałaś, to on jest facetem, więc sobie poradzi. To tylko szóstka bardzo słodkich dzieciaczków - zaśmiałam się. - Dalej, idziecie? Głodna jestem i to strasznie. Wejdziemy do MacDonalda? 
- Pewnie.
Obydwie wzięły mnie pod ręce i dumne z siebie ruszyłyśmy w stronę fast food'a. Zjadłyśmy zamówione jedzenie i wróciłyśmy do mnie. Usiadłyśmy przed telewizorem.
- Właśnie, Diana, zapomniałabym. Mam dla ciebie przed wczesny prezent świąteczny - powiedziała Trish z uśmiechem na twarzy.
- Jaki - spytałam zaciekawiona. 
Trish sięgnęła do swojej torebki i wyciągnęła z niej śliczna torebeczkę, w której znajdował się rzekomy prezent dla mnie. Podała mi ją.
- Otwórz - zachęciła mnie. Spojrzałam na nią ostatni raz i otworzyłam paczkę. Wyjęłam z niej ramkę, a w niej bardzo ciekawe zdjęcie. Byłam na nim ja i Lou w przebraniu Mikołaja. Nie mogłam powstrzymać śmiechu. To była scena z dzisiejszego pobytu w galerii. Na zdjęciu siedziałam na kolanach Lou. Ja miałam zarzucone ręce na jego kark, a on mocno mnie obejmował. Stykaliśmy się czołami. Mieliśmy przymknięte oczy. To było chwilę po naszym pocałunku. 
- Dziękuję, postawię je sobie na szafce nocnej - uśmiechnęłam się do Patty i mocno ją przytuliłam.
- Mam w aparacie jeszcze jak się całujecie i jeszcze parę innych. Jutro przyniosę ci je wszystkie na płycie lub pendrivie.
- Dziękuję wam obydwóm - przytuliłam je obie bardzo mocno. Nagle usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. 
- Otworzę - rzekłam do dziewczyn pogrążonych w oglądaniu filmu. Chyba nawet nie słyszały, że ktoś dzwonił. Poszłam otworzyć te drzwi. Gdy już to zrobiłam ujrzałam cwaniacko uśmiechniętego Lou opierającego się o futrynę drzwi. 
- Niegrzeczna Diana. Nie zostawia się swojego faceta na pastwę losu. Wiesz, że ja mogłem tam zginąć? - powiedział dość rozbawiony tą sytuacją Lou. 
- Oj, to tylko dzieci.
- Dla ciebie to tylko dzieci, a dla mnie małe stworki niszczące każdego, kto stanie im na drodze.
- Ale żyjesz - zaśmiałam się.
- Jeszcze tak, ale długo nie przeżyję.
- Dlaczego?
- Bo nie całowałem cię kilka godzin - w tym momencie rzucił się na mnie. Całował zachłanniej i pewniej niż w galerii. Nie przerywając pocałunku weszliśmy na korytarz w domu. Lou przyparł mnie swoim ciałem o zimną ścianę. Od góry do dołu przeszły mnie dreszcze.
- Co byś powiedziała, gdybyśmy pojechali do mnie? - wymamrotał prosto do moich ust przez pocałunki.
- A nie możemy zostać tu?
- Tutaj nie będziemy sami - przygryzł moją dolną wargę. Przekonał mnie.
- No ok, poczekaj, wymkniemy się, ale zostawię dziewczynom karteczkę w kuchni, że wychodzę.
- No ok, ale się pospiesz skarbie.
- Już lecę, kocie - zaśmiałam się i poszłam napisać karteczkę do kuchni, że idę do Louisa. Nie było problemu, Lou mieszka kilka domów dalej.
- Dobra, możemy iść - powiedziałam do Lou.
- No to idziemy - splótł nasze palce i ruszyliśmy w stronę jego domu.
Na miejscu, gdy weszliśmy do domu, od razu Lou rzucił się znów na mnie i ponownie przyparł do ściany. Po chwili zszedł z pocałunkami do szyi, a jego ręce powędrowały pod moją bluzkę. 
- Lou, myślę, że lepiej będzie w sypialni - uśmiechnął się szeroko na te słowa. 
- Jak sobie życzysz skarbie - zaśmiał się i przerzucił mnie sobie przez ramię. Udał się w na schody w stronę swojej swojej sypialni. Tam było dość gorąco i namiętnie. Po udanym stosunku i najlepszym w moim doświadczeniu zasnęliśmy wtuleni w siebie. 

Rano obudził mnie dotyk czyjeś ciepłej i delikatnej ręki na moim rumianym policzku. Delikatnie i powoli otworzyłam jeszcze zaspane powieki. Kiedy wszystko już widziałam, ujrzałam namiętnie wpatrującego się we mnie uśmiechniętego Louisa.
- Dzień dobry - powiedziałam do mojego skarba.
- Dzień dobry, słoneczko - uśmiechnęłam się szerzej na te słowa. - Schodzimy na jakieś śniadanie?
- No oczywiście, jestem głodna jak cholera.
- W takim razie zbieraj się i idziemy - skradł mi słodki pocałunek i wstał. Założył same bokserki i zszedł na dół. Tak mi się nie chciał schodzić, ale musiałam coś zjeść. Założyłam swoją bieliznę i koszulkę Lou. Pachniała jego perfumami. Zaciągnęłam się tym zapachem. Mogłabym się nim rozkoszować codziennie. Ogarnęłam szybko swój wygląd, żebym nie wystraszyła Louisa i zeszłam do niego na dół. Weszłam do kuchni zobaczyłam jak jego idealnie umięśniona sylwetka porusza się po kuchni. Gdy stanął przy blacie podeszłam do niego i przytuliłam od tyłu. Oparłam głowę o jego plecy i przymknęłam oczy. W pewnym momencie obrócił się przodem do mnie i mocno do siebie przytulił.
- Diana, kocham cię.
- Ja też cię kocham Lou.
Pocałował mnie. Później zjedliśmy śniadanie i wróciłam do siebie do domu. Dziewczyny na pewno jeszcze są i całą chatę mi rozniosły.

tydzień później***

Dziś Wigilia. O godzinie 15 wszyscy spotykamy się u mnie. To znaczy dziewczyny już u mnie są, a jest jedenasta godzina. Musimy upiec tort dla Louisa. Na jego obecności najbardziej mi zależy. 
Uwinęłyśmy się dość szybko. Ubrałam się. Goście zaczęli się schodzić.
Godzina 15.20, a Louisa nadal nie ma.
- Trish, Meg, nie wiecie gdzie jest Lou?
- Nie, a jeszcze go nie ma? - spytała zdziwiona Trish.  
- No właśnie go nie ma, denerwuję się. Dzwoniłam do niego z dziesięć razy i odzywa się automatyczna sekretarka. Gdzie on się może podziewać? On tu jest najważniejszy! 
- Nie denerwuj się, chodź, zaczniemy już dzielenie się opłatkiem, on jak przyjdzie, to do nas dołączy - powiedziała Meg i przytuliłam mnie.  
Zaczęliśmy dzielenie się opłatkiem i składanie sobie życzeń.  Wybiła godzina 16, a jego ciągle nie było. Siedziałam smutna przy wigilijnym stole i rozmyślałam. A co jeśli mu się stało? Nie, na pewno nie...
Zgasło światło. W głośnikach zaczynała lecieć piosenka. Już po pierwszych nutach ją poznałam. Zapaliły się świeczki i z cienia wyłoniła się postać z mikrofonem. To był Louis. Na jego widok na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Zaczął śpiewać moją ulubioną piosenkę świąteczną "All I Want For Christmas Is You". To było takie romantyczne. Wszyscy wstali i podziwiali występ mojego chłopaka. Gdy przestał śpiewać wszyscy zaczęli bić mu brawo. Podszedł do mnie i złapał moje dłonie.
- Diana, wszystko, czego chcę na święta, to ty. Kocham cię.
- Ja też cię kocham Lou - rzuciłam mu się na szyję i go pocałowałam. 
Kto by pomyślał, że tak to się skończy. Byliśmy przyjaciółmi od piaskownicy. Nasi rodzice się przyjaźnią. Ale będzie, jak się dowiedzą. Na pewno się ucieszą, jak to oni.

*********************************************************************
Podobał się? Pomysł podsunęła mi moja przyjaciółka. Na imagina z Niall'em, który prawdopodobnie opublikuję jutro, to też jest jej pomysł.

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO LOU!!!! <3

Nasz Lou o godzinie 13.57 (czasu polskiego) skończy 22 lata!!! 
    (taki stary, a taki głupi :P)
          FOREVER YOUNG!  

Nasza kochana marcheweczka <3


****************************************************************************
Tak jak już wcześnie napisałam odwołałam konkurs. Jedna osoba przysłała mi pracę.

 

                                             Pracę nadesłała    KARO
Dziękuję!!! 

Życzę wszystkim czytelniczką dużo zdrowia i szczęścia na ten nowy nadchodzący 2014 rok. Niech się spełnią wasze wszystkie marzenia! Spotkajcie chłopaków z 1D! <3
 *********************************************************************
~Klaudia
 

2 komentarze:

  1. Lou!lou!lou!
    Nasz Lou ma już 22 lata! Boziu jak to szybko leci! Nasza Marcheweczka :)))
    Wiesz, że nie wiedziałam że ur się o 13:57?! Wow! =O
    Nawet ja nwm kiedy się urodziłam xx
    A imagin cuuudny! Szczególnie w taki dzień jak dzisiejszy =}
    B
    O
    M
    B
    A
    <3<3<3<3<3<3
    Najlepsze życzenia :-D

    Zapraszam do sb
    najlepszepolskieimaginyonedirection.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki że wreszcie wstawiłas to zdjęcie :)

    OdpowiedzUsuń