Obudziłam
się pod wieczór otulona silnymi ramionami Hazzy. On jeszcze słodko
spał. W kuchni słychać było śmiechy i wrzaski. Poszłam tam.
Stanęłam w drzwiach opierając się prawym ramieniem o futrynę.
Podziwiałam umiejętności kulinarne chłopców. Właśnie próbowali stworzyć tortillę.
T:
Hej chłopcy pomóc wam w czymś?
Z:
Ty idź się pomiziać z Harrym, a my tu dokończymy.
Lo:
Właśnie, mała, co ty robiłaś na kanapie z Harry'm?
T:
Oglądaliśmy film i zasnęliśmy.
Lo:
Aha, no mam taką nadzieję. Bo wiesz, ty jeszcze masz czas na
romanse.
T:
Lou, no weź!
Lo:
Tak, wiem, jesteś już duża.
T:
No właśnie! Dobra, kończcie to, ja nie będę po was sprzątać!
Poszłam z powrotem do salonu, rozsiadłam się w fotelu, włączyłam lampkę
i zaczęłam czytać książkę "Wilkołak: Dlaczego ja?".
Byłam na prawdę wczytana. Miałam przeczytane już ze 40 stron, ale
przerwałam. Zauważyłam, że Harry obudził się już i namiętnie się we mnie wpatrywał.
Spuściłam książkę i też zaczęłam się na niego patrzeć.
Zrobiliśmy sobie "wojnę na oczy". Po chwili Hazz mrugnął
i ja wygrałam. Zaczęłam się z niego śmiać. On udawał, że się
obraził. Położył się na brzuchu i schował głowę w poduszce.
Podeszłam do niego.
T:
No Harry no...
H:
Foch forever z przytupem.
T:
No wiesz ty co?
H:
Co?
T:
Też się na ciebie obrażę.
H:
No i dobrze.
T:
Dobrze!
H:
Dobrze!
T:
Dobrze!
H:
Wspaniale – obrócił się i wstał. Porwał mnie na górę do
swojego pokoju. Tam położył mnie na swoje łóżko i zaczął
łaskotać.
T:
No nie, Harry, przestań!
H:
Jak będę chciał!
W
tej chwili nasze twarze były w minimalnej odległości od siebie.
Stykaliśmy się czołami i nosami. Postanowiłam przejąć inicjatywę, gdyż w oczach Hazzy zobaczyłam, że chce pozwolenie na
dalsze ruchy. Bez zastanowienia wpiłam się w usta loczka. On nie
był zbytnio zaskoczony i odwzajemnił pocałunek. W następny
włożyłam więcej siebie. Oddawaliśmy się chwili przyjemności.
Harry leżał na plecach, a ja siedziałam na nim okrakiem. Swoje
ręce umiejscowił na moich pośladkach. Pewnie doszłoby do czegoś
więcej, gdyby ktoś nam nie przerwał. Oderwaliśmy się od siebie
słysząc ciche śmiechy. W drzwiach stali chłopcy z Lou'im na
czele. Nie był zły. Może trudno było w to uwierzyć, ale śmiał
się tak jak reszta. Zeszłam z ciała lokersa.
T:
Z czego się śmiejecie?
Z:
Jak to z czego? Oczywiście, że z was. Wymienialiście się tymi
słodkimi spojrzeniami od samego rana.
N:
Co? Od wczoraj. Tylko cię zobaczył i już odjechał myślami.
Li:
Wiedzieliśmy, że prędzej czy później to nastąpi.
Lo:
Nie spodziewaliśmy się, że to będzie aż tak szybko. A ty Harry
tylko spróbuj ją zranić, to skończysz na stosie z widłami w
głowie.
H:
Spokojnie, bez obaw – przytulił mnie mocno od tyłu.
Chłopcy
wyszli zostawiając nas samych.
H:
To co, zgodzisz się zostać moim misiaczkiem?
T:
Ha ha, jasne, że tak.
Złączyliście
usta w krótkim pocałunku. Położyliście się i wtuleni w siebie
opowiadaliście sobie różne śmieszne historie z dzieciństwa.
***następnego
dnia***
Z
samego rana obudziły mnie wrzaski chłopców. Otworzyłam leniwie
oczy i przetarłam. Do mojego pokoju wparował uradowany Louis.
L:
Mała, wstawaj! Pakuj się szybko! Za godzinę wyjeżdżamy!
T:
Hej, hej. Spokojnie. Gdzie wyjeżdżamy?
L:
Lecimy na Hawaje!!!
T:
Co? Jaja sobie ze mnie robisz?
L:
Nie, pakuj się!
T:
Dobra, dobra, już się pakuje!
L:
I to mi się podoba. Za pół godziny meldujesz się w kuchni na
śniadaniu.
T:
Tak jest, szefie – zasalutowałaś mu i oboje wybuchnęliście niepohamowanym śmiechem.
Lou
wyszedł, a ja zaczęłam się pakować. Skoro lecimy na Hawaje, to
trzeba spakować jakieś letnie i zwiewne rzeczy. No i oczywiście
strój kąpielowy. Całe szczęście, że żadne rany nie są
widoczne. Po 45 minutach byłaś spakowana i zeszłaś na dół.
Przywitałaś się z Harry'm słodkim buziakiem w usta, a reszcie
rzuciłaś 'hej chłopaki'. Usiadłaś swojemu chłopakowi na kolana,
a ten zaczął cię karmić. Nagle do pomieszczenia jak burza
wparował Lou.
L:
Co ty sobie wyobrażasz? 15 minut spóźnienia!
T:
Rany, babciu, nie ciskaj się tak! Co ty myślisz, że wyrobiłabym
się ze wszystkim w pół godziny? I tak wszystko robiłam na łeb na
szyję!
Z:
Dobra, koniec kłótni. Za 10 minut przyjedzie Paul i zawiezie nas na
lotnisko. Później działamy na własną rękę. Więc będziemy
mieli dużo luzu.
T:
A na ile jedziemy?
Li:
Lecimy na cały miesiąc!
T:
Ale serio?
Li:
Tak, będzie super. El, Dan i Pezz lecą z nami.
T:
To super, nareszcie je poznam.
Z:
Ha ha, a Niall będzie sam!
N:
Nie prawda!
Z:
Jak nie prawda, jak prawda!
N:
Nie! Zabieram ze sobą moją największą miłość, ale nie powiem
wam kim ona jest!
Lo:
To twoja kanapka, zgadza się?
N:
Yyy, może.
Wszyscy,
wraz z Niall'em, wybuchnęliśmy śmiechem. Po chwili słychać było
dzwonek do drzwi.
Lo:
To pewnie Paul, otworzę.
Do
kuchni wszedł Lou i goryl.
Ch:
Cześć Paul!
P:
Hej chłopcy! Cóż to za urocze dziewczę?
Lo:
To (t.i), moja młodsza siostra i...
H:
I moja dziewczyna – uśmiechnął się Harry i skradł mi pocałunek.
Lo:
Tsaaa, chłopak szybko się uwinął.
P:
Dlaczego szybko?
Z:
Jest tu trzeci dzień.
P:
Aaaa, dobry jesteś.
H:
Wiem to – znów mnie pocałował.
Lo:
Tak więc, (t.i) leci z nami.
P:
W porządku, pakujcie się do samochodu, za dwie godzinki będziemy na
lotnisku, za cztery odlatujecie. Zrozumiano?
W:
Tak jest!
P:
No to na co czekacie?
Wszyscy
pobiegliśmy do samochodu. W limuzynie siedziałam pomiędzy Hazzą,
a Louis'em. Po chwili jazdy wtuliłam się w loczka i usnęłam.
*************************************************************************
No i wreszcie część trzecia dodana :)
Podobała się? Liczę na komentarze, te miłe, jak i te gorsze :)
Właśnie, z prawej strony, pod archiwum bloga ukazały się dwie ankiety :) Liczę na to, że weźmiecie w nich udział :)
Właśnie, z prawej strony, pod archiwum bloga ukazały się dwie ankiety :) Liczę na to, że weźmiecie w nich udział :)
~Klaudia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz