środa, 4 grudnia 2013

~Harry cz.3

Obudziłam się pod wieczór otulona silnymi ramionami Hazzy. On jeszcze słodko spał. W kuchni słychać było śmiechy i wrzaski. Poszłam tam. Stanęłam w drzwiach opierając się prawym ramieniem o futrynę. Podziwiałam umiejętności kulinarne chłopców. Właśnie próbowali stworzyć tortillę.
T: Hej chłopcy pomóc wam w czymś?
Z: Ty idź się pomiziać z Harrym, a my tu dokończymy.
Lo: Właśnie, mała, co ty robiłaś na kanapie z Harry'm?
T: Oglądaliśmy film i zasnęliśmy.
Lo: Aha, no mam taką nadzieję. Bo wiesz, ty jeszcze masz czas na romanse.
T: Lou, no weź!
Lo: Tak, wiem, jesteś już duża.
T: No właśnie! Dobra, kończcie to, ja nie będę po was sprzątać!
Poszłam z powrotem do salonu, rozsiadłam się w fotelu, włączyłam lampkę i zaczęłam czytać książkę "Wilkołak: Dlaczego ja?". Byłam na prawdę wczytana. Miałam przeczytane już ze 40 stron, ale przerwałam. Zauważyłam, że Harry obudził się już i namiętnie się we mnie wpatrywał. Spuściłam książkę i też zaczęłam się na niego patrzeć. Zrobiliśmy sobie "wojnę na oczy". Po chwili Hazz mrugnął i ja wygrałam. Zaczęłam się z niego śmiać. On udawał, że się obraził. Położył się na brzuchu i schował głowę w poduszce. Podeszłam do niego.
T: No Harry no...
H: Foch forever z przytupem.
T: No wiesz ty co?
H: Co?
T: Też się na ciebie obrażę.
H: No i dobrze.
T: Dobrze!
H: Dobrze!
T: Dobrze!
H: Wspaniale – obrócił się i wstał. Porwał mnie na górę do swojego pokoju. Tam położył mnie na swoje łóżko i zaczął łaskotać.
T: No nie, Harry, przestań!
H: Jak będę chciał!
W tej chwili nasze twarze były w minimalnej odległości od siebie. Stykaliśmy się czołami i nosami. Postanowiłam przejąć inicjatywę, gdyż w oczach Hazzy zobaczyłam, że chce pozwolenie na dalsze ruchy. Bez zastanowienia wpiłam się w usta loczka. On nie był zbytnio zaskoczony i odwzajemnił pocałunek. W następny włożyłam więcej siebie. Oddawaliśmy się chwili przyjemności. Harry leżał na plecach, a ja siedziałam na nim okrakiem. Swoje ręce umiejscowił na moich pośladkach. Pewnie doszłoby do czegoś więcej, gdyby ktoś nam nie przerwał. Oderwaliśmy się od siebie słysząc ciche śmiechy. W drzwiach stali chłopcy z Lou'im na czele. Nie był zły. Może trudno było w to uwierzyć, ale śmiał się tak jak reszta. Zeszłam z ciała lokersa.
T: Z czego się śmiejecie?
Z: Jak to z czego? Oczywiście, że z was. Wymienialiście się tymi słodkimi spojrzeniami od samego rana.
N: Co? Od wczoraj. Tylko cię zobaczył i już odjechał myślami.
Li: Wiedzieliśmy, że prędzej czy później to nastąpi.
Lo: Nie spodziewaliśmy się, że to będzie aż tak szybko. A ty Harry tylko spróbuj ją zranić, to skończysz na stosie z widłami w głowie.
H: Spokojnie, bez obaw – przytulił mnie mocno od tyłu.
Chłopcy wyszli zostawiając nas samych.
H: To co, zgodzisz się zostać moim misiaczkiem?
T: Ha ha, jasne, że tak.
Złączyliście usta w krótkim pocałunku. Położyliście się i wtuleni w siebie opowiadaliście sobie różne śmieszne historie z dzieciństwa.

***następnego dnia***

Z samego rana obudziły mnie wrzaski chłopców. Otworzyłam leniwie oczy i przetarłam. Do mojego pokoju wparował uradowany Louis.
L: Mała, wstawaj! Pakuj się szybko! Za godzinę wyjeżdżamy!
T: Hej, hej. Spokojnie. Gdzie wyjeżdżamy?
L: Lecimy na Hawaje!!!
T: Co? Jaja sobie ze mnie robisz?
L: Nie, pakuj się!
T: Dobra, dobra, już się pakuje!
L: I to mi się podoba. Za pół godziny meldujesz się w kuchni na śniadaniu.
T: Tak jest, szefie – zasalutowałaś mu i oboje wybuchnęliście niepohamowanym śmiechem.
Lou wyszedł, a ja zaczęłam się pakować. Skoro lecimy na Hawaje, to trzeba spakować jakieś letnie i zwiewne rzeczy. No i oczywiście strój kąpielowy. Całe szczęście, że żadne rany nie są widoczne. Po 45 minutach byłaś spakowana i zeszłaś na dół. Przywitałaś się z Harry'm słodkim buziakiem w usta, a reszcie rzuciłaś 'hej chłopaki'. Usiadłaś swojemu chłopakowi na kolana, a ten zaczął cię karmić. Nagle do pomieszczenia jak burza wparował Lou.
L: Co ty sobie wyobrażasz? 15 minut spóźnienia!
T: Rany, babciu, nie ciskaj się tak! Co ty myślisz, że wyrobiłabym się ze wszystkim w pół godziny? I tak wszystko robiłam na łeb na szyję!
Z: Dobra, koniec kłótni. Za 10 minut przyjedzie Paul i zawiezie nas na lotnisko. Później działamy na własną rękę. Więc będziemy mieli dużo luzu.
T: A na ile jedziemy?
Li: Lecimy na cały miesiąc!
T: Ale serio?
Li: Tak, będzie super. El, Dan i Pezz lecą z nami.
T: To super, nareszcie je poznam.
Z: Ha ha, a Niall będzie sam!
N: Nie prawda!
Z: Jak nie prawda, jak prawda!
N: Nie! Zabieram ze sobą moją największą miłość, ale nie powiem wam kim ona jest!
Lo: To twoja kanapka, zgadza się?
N: Yyy, może.
Wszyscy, wraz z Niall'em, wybuchnęliśmy śmiechem. Po chwili słychać było dzwonek do drzwi.
Lo: To pewnie Paul, otworzę.
Do kuchni wszedł Lou i goryl.
Ch: Cześć Paul!
P: Hej chłopcy! Cóż to za urocze dziewczę?
Lo: To (t.i), moja młodsza siostra i...
H: I moja dziewczyna – uśmiechnął się Harry i skradł mi pocałunek.
Lo: Tsaaa, chłopak szybko się uwinął.
P: Dlaczego szybko?
Z: Jest tu trzeci dzień.
P: Aaaa, dobry jesteś.
H: Wiem to – znów mnie pocałował.
Lo: Tak więc, (t.i) leci z nami.
P: W porządku, pakujcie się do samochodu, za dwie godzinki będziemy na lotnisku, za cztery odlatujecie. Zrozumiano?
W: Tak jest!
P: No to na co czekacie?
Wszyscy pobiegliśmy do samochodu. W limuzynie siedziałam pomiędzy Hazzą, a Louis'em. Po chwili jazdy wtuliłam się w loczka i usnęłam.

*************************************************************************
No i wreszcie część trzecia dodana :)
Podobała się? Liczę na komentarze, te miłe, jak i te gorsze :)

Właśnie, z prawej strony, pod archiwum bloga ukazały się dwie ankiety :) Liczę na to, że weźmiecie w nich udział :)

~Klaudia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz